"Żyjemy a dopóki żyjemy wszystko jest możliwe".- Roz

piątek, 27 lipca 2012

jaki to był dzień

Ale miałam dziś meczący dzień.
Miałam wstać normalnie o 7:40. Niestety rano budzik tak pięknie grał.
Obudzili mnie pracownicy 8:10.
No i biegiem do biura, dobrze że tylko 5 metrów mam.
Odprawa i do pracy.
Sprawdziłam pocztę, odebrałam dwa irytujące telefony.
Poszłam do domu, zjadłam śniadanie. Ostatnio, moim ulubionym śniadaniem, jest tost, albo grzanka?, nie wiem jak to nazywa się fachowo.
Biorę, rozgrzewam patelnie grillową, kładę posmarowaną oliwą, skibkę chleba.
Jak się podpieka, to kroję pomidora, ogórka małosolnego, zioła z ogrodu: mięta, bazylia, pietruszka i koperek. Dodaję ziół prowansalskich i oliwy z oliwek.
Jak już mój chlebek jest pysznie gorący, to ściągam z patelni i na taki ciepły układam mojego pomidorka.
I śniadanie gotowe.
Takie włoskie, zgodnie z pogodą na dworze.
Zjadłam, ogarnęłam dzieci i zawiozłam na półkolonie do szkoły.
Półkolonie dziwne bo od dziesiątej do trzynastej.
Na szczęście, Żona ich odbierała, tak że nie musiałam po nich jechać.
Potem pojechałam zawieść części do podwykonawcy.
I tu Zonk, zamknięte....
Poszukam w poniedziałek innego.
No to pojechałam do księgowej, szybko, szybko, minęła godzina.
Czas gonił, bo byłam umówiona z pewnym panem u klienta.
Ja byłam na czas, On godzinę później. Miło się siedzi w 35 stopniach i czeka.
Jajka, które kupiłam na obiad, ugotowały mi się prawdopodobnie na twardo, w aucie.
Nie wiem, nie miałam odwagi sprawdzić.
Modyfikacja obiadu: pyry i sos grzybowy.
Wróciłam ze spotkania i biegiem do banku.
Z banku na hale do pracowników.
Potem obiad nieszczęsny.
Na szczęście już była szesnasta.
Godzina wolnego i do pana Radcy, w sprawie Casanowy.
Wróciłam po godzinie,poszłam do Żony, otwarłam piwo i przyjechał kolega po namiot. Bardzo mi się kolega podoba, niestety zajęty. Mało tego jego Pani bardzo sympatyczna, myślę że byśmy się nieźle bawiły na jakiejś imprezie.
Szczęściarz jedzie na Woodstock, pożyczyłam namiot, nauczyłam rozkładać.
Rozkładanie namiotu z Declatona, takiego co się rozkłada w pięć sekund, to jest pryszcz.
Gorzej złożyć, ale zakumał o co chodzi.
Pojechali.
Posiedziałyśmy chwilę z Żonami, i do domu.
Zmęczona jestem, ale lubię tak, jak cały dzień coś się dzieje.
Przynajmniej wiem że żyje.

*** Koleżanki obejrzały moją fotkę z przed lat i teraz rozpętało się piekło.
" jeżu ale była z Ciebie laska"
" musisz się za siebie zabrać, jak ty wyglądasz"
" jaką ty miałaś figurę"
" Jak byś tak wyglądała, to każdego mogłabyś mieć"

wiem, wiem,doskonale to wiem.
Gorzej z wykonaniem.
Jestem jaka jestem.
Nie wiem, czy chce się zmienić w tą "laskę" co nią byłam.

Może nie na temat, ale piękne to:


4 komentarze:

  1. Uważaj, jeśli odpuścisz minimum starań w celu pozostania 'laską' to możesz niechcący się zmienić w 'kule' (taką dla paralityków, żeby była jasność)
    Wiem co mówię! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w kulę to już się zmieniłam teraz następny etap to wieloryb

      Usuń
  2. wiem, że takie zaganianie jest czasem fajne, ale odpoczynek też, więc miłej niedzieli

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Tobie również życzę spokojnej i miłej niedzieli

      Usuń

Miło by było jakbyś zostawił komentarz, chyba że jesteś trollem to spadaj