Swojej śmierci się nie boję. Boję się śmierci bliskich. Dziękuję z przypomnienie tego reportażu- kiedyś go widziałam. Starsi ludzie mają bardzo spokojne podejście do przemijania. Kiedyś śmierć nie była tematem tabu.
Mi takie " wiejskie" podejście do śmierci jest bliskie. Jak będę umierać to chciałabym w domu, z bliskimi, a nie w sterylnym szpitalu. chociaz wiem że w dzisiejszych czasach odejść w domu - to już błogosławieństwo. tak odeszła moja babcia - pożegnana przeze mnie i moją mamę, trzymana za rękę, tak jak zawsze o tym mówiła.
Moja Babunia jak już chorowała, powiedziała " Aneczka śniło mi się, że jestem w jakimś szpitalu a dookoła obcy ludzie. Ja się tak bałam". Zmarła w domu, choć przewinął się temat hospicjum. Ja się stawiałam pamiętając tą rozmowę. Mówili, że nie damy rady. Daliśmy, chociaż było strasznie ciężko, bo mało miejsca przy myciu i przebieraniu, bo nie było wiadomo jak ją ruszyć, żeby nie dokładać bólu itd. Myślę, że gdyby zmarła w hospicjum, to miałabym wyrzuty sumienia do końca życia. Może tam miałaby Babunie bardziej fachową opiekę, ale w domu poza naszą nieporadnością doświadczyła też całego ogromu miłości.
mamy podobne wspomnienia... moja babcia umierała kiedy ja byłam w ciąży z Eweliną. przewróciła się w progu pokoju i tak naprawdę to już nie wstała bez naszej pomocy przez kolejne trzy miesiące. Było ciężko, ale myśl że pozwoliłyśmy odejść jej tak jak chciała odrobinę złagodziło to odchodzenie.
Dawniej znacznie częściej niż dziś rodziny wielopokoleniowe mieszkały i żyły razem. I narodziny i śmierć, radości i smutki były sprawą całej rodziny, w sposób naturalny losy jej członków splatały się ze sobą. Śmierć była częścią tego, co działo się w życiu rodziny, nie była tak "sterylna" jak teraz. Czasem nie da się uniknąć śmierci w szpitalu, ale boli mnie, jak wielu ludzi "wywozi" swoich bliskich do szpitala w chwili agonii, bo się zwyczajnie boją albo i brzydzą śmierci.
pracowałam kiedyś bardzo krótko wprawdzie - jako pielęgniarka w prywatnym szpitalu. Tego co tam widziałam nie idzie opisać słowami. Umierający rodzice wysyłani do szpitala, na święta, bo dzieci miały zaplanowany wyjazd w góry. I jedynymi osobami przy nich byłyśmy my, pielęgniarki.
Swojej śmierci się nie boję. Boję się śmierci bliskich. Dziękuję z przypomnienie tego reportażu- kiedyś go widziałam. Starsi ludzie mają bardzo spokojne podejście do przemijania. Kiedyś śmierć nie była tematem tabu.
OdpowiedzUsuńMi takie " wiejskie" podejście do śmierci jest bliskie. Jak będę umierać to chciałabym w domu, z bliskimi, a nie w sterylnym szpitalu. chociaz wiem że w dzisiejszych czasach odejść w domu - to już błogosławieństwo. tak odeszła moja babcia - pożegnana przeze mnie i moją mamę, trzymana za rękę, tak jak zawsze o tym mówiła.
UsuńMoja Babunia jak już chorowała, powiedziała " Aneczka śniło mi się, że jestem w jakimś szpitalu a dookoła obcy ludzie. Ja się tak bałam". Zmarła w domu, choć przewinął się temat hospicjum. Ja się stawiałam pamiętając tą rozmowę. Mówili, że nie damy rady. Daliśmy, chociaż było strasznie ciężko, bo mało miejsca przy myciu i przebieraniu, bo nie było wiadomo jak ją ruszyć, żeby nie dokładać bólu itd. Myślę, że gdyby zmarła w hospicjum, to miałabym wyrzuty sumienia do końca życia. Może tam miałaby Babunie bardziej fachową opiekę, ale w domu poza naszą nieporadnością doświadczyła też całego ogromu miłości.
Usuńmamy podobne wspomnienia... moja babcia umierała kiedy ja byłam w ciąży z Eweliną. przewróciła się w progu pokoju i tak naprawdę to już nie wstała bez naszej pomocy przez kolejne trzy miesiące. Było ciężko, ale myśl że pozwoliłyśmy odejść jej tak jak chciała odrobinę złagodziło to odchodzenie.
UsuńHmmm... to co ważne dla nich stało się ważne dla nas. I tak powinno być.
Usuńtak.
UsuńDawniej znacznie częściej niż dziś rodziny wielopokoleniowe mieszkały i żyły razem. I narodziny i śmierć, radości i smutki były sprawą całej rodziny, w sposób naturalny losy jej członków splatały się ze sobą. Śmierć była częścią tego, co działo się w życiu rodziny, nie była tak "sterylna" jak teraz.
OdpowiedzUsuńCzasem nie da się uniknąć śmierci w szpitalu, ale boli mnie, jak wielu ludzi "wywozi" swoich bliskich do szpitala w chwili agonii, bo się zwyczajnie boją albo i brzydzą śmierci.
pracowałam kiedyś bardzo krótko wprawdzie - jako pielęgniarka w prywatnym szpitalu. Tego co tam widziałam nie idzie opisać słowami. Umierający rodzice wysyłani do szpitala, na święta, bo dzieci miały zaplanowany wyjazd w góry.
UsuńI jedynymi osobami przy nich byłyśmy my, pielęgniarki.