"Żyjemy a dopóki żyjemy wszystko jest możliwe".- Roz

niedziela, 9 listopada 2014

Co jest ważnejsze

Moja Pierwsza Żona nie pojedzie dzisiaj z nami na przejażdżkę rowerową.
W przyszły piątek wybieram się na koncert z Drugą Żoną - Pierwsza nie idzie, mimo tego że bilety ma za darmo.
Dlaczego?
Bo ma obowiązki - musi posprzątać dom, ugotować obiad, zająć się dziećmi ( dzieci w wieku 11 i 8 lat).
Spotykamy się dwa razy w tygodniu. Mieszkamy 400 metrów od siebie. Usłyszałam, od niej że za często wychodzi do mnie - bo jak wróciła wieczorem, to jej syn płakał że jest głodny i do tego nie był wykąpany.
Hm, w wieku ośmiu lat to chyba idzie otworzyć lodówkę i wyjąć z niej coś do jedzenia?
Jak się dziecko nie umyje raz na tydzień, to chyba z tego powodu nic mu się nie stanie?

Tak sobie myślę jak to jest?
Czy ja jestem nienormalna, bo zamiast sprzątać i gotować obiady na tydzień, wolę poczytać dobrą książkę, wyjechać z dziećmi na wycieczkę, pójść na spacer lub do kina?
Czy to u mnie jest problem, że mój 9- letni syn ogarnia sam sobie jedzenie - nie powiem, lubię mu szykować super kolacje i obiady, ale jak mi się nie chce lub wychodzę, to doskonale daje sobie radę sam?

Co jest w życiu ważniejsze, moje dobre samopoczucie,
 czy to żeby wszyscy naokoło byli zadowoleni ?
Moim zdaniem ( bardzo egoistycznym) najważniejsza w moim życiu jestem JA.
ale może się mylę, może powinnam bardziej się starać, sprzątać częściej, być perfekcyjną panią domu, z ciepłym obiadem i uprasowanymi firankami? (nie mam firan, bo trzeba prasować a nie lubię)

Wczoraj pojechałam z moją Drugą Żoną rowerami po okolicy, było super, pojechałyśmy same , bez dzieci, totalne oderwanie od rzeczywistości. I taki odpoczynek psychiczny, mimo zmęczenia fizycznego, że wróciłam do domu z uśmiechem na twarzy.

Ale mi było dobrze:)

A jak mi dobrze to chyba innym przy mnie też:)



69 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. hmm, ja generalnie wychodzę rzadko, więc raczej nie powinnam zabierać głosu w tej sprawie. 8 wyjść (bez rodziny) w miesiącu? ja chyba w całym roku tyle sama nie wychodzę. na pewno na dwa spotkania w tygodniu nie mogłabym sobie pozwolić. może to kwestia organizacji, a może po prostu nie mam takiej potrzeby. rozumiem Twoja koleżankę, ale i rozumiem Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i zazdroszczę takiego podejścia, bo ja stawiam siebie i swoje potrzeby z reguły na ostatnim miejscu, a to zdrowe też nie jest.

      Usuń
    2. nie osiem, bo same spotykamy się tylko w środku tygodnia a weekendy to są spotkania rodzinne.

      Usuń
    3. ok, ale to nadal wychodzi 8 spotkań w miesiącu. może to dla niej za dużo?

      Usuń
    4. może faktycznie, za dużo.

      Usuń
    5. wychodzę i wyjeżdżam znacznie częściej :)
      lubię wracać ale też uwielbiam nowe miejsca, nowych ludzi, zmianę otoczenia
      ja jestem zadowolona, moi bliscy dzielą moją radość
      a samodzielne dziecko poradzi sobie w dorosłym życiu (wiem co mówię, taką osobę wychowałam )

      Usuń
  3. i tak jeszcze sobie myślę, że każde dziecko ma inne potrzeby. może ten syn koleżanki jeszcze po prostu potrzebuje jej dłużej. może jak ona wychodzi, niekoniecznie ma kto się nim zająć.nie wiem, nie znam, trudno stwierdzić.
    mnie się wydawało, że poświęcam Młodej dużo czasu, a ostatnio miałyśmy poważną rozmowę i okazało się, że wcale tak nie jest. bo internet, blogi, sprawdziany, zeszyty, dzienniki, obowiązki, a mała chciałaby porozmawiać, pobyć, poprzytulać się, pograć. nigdy nie dawała sygnału, że coś jest nie tak, a teraz pękła i polały się łzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ok, może ja źle to napisałam - skoro on jej potrzebuje więcej to niech ona jedzie z nami dziś na rowery - jadę ja, moje dzieci, jej dzieci.. a ona nie jedzie bo " ma obowiązki"
      Jak powiedziałabym bierzemy dzieci np na basen" nie mogę bo na dziś zaplanowałam.." i będzie to się powtarzać cały miesiąc.

      Usuń
    2. Futi - może faktycznie ma sporo w domu do ogarnięcia? a może po prostu nie chce? hmm, w zasadzie też ma prawo.

      Usuń
    3. w zasadzie każdy ma prawo, tylko ja czasami tego nie rozumiem:P

      Usuń
    4. ja już kiedyś pisałam, że zazdroszczę Ci tych częstych wyjść, czasu na filmy, książki. ja się nie wyrabiam, chociaż próbowałam. do domu lądujemy zazwyczaj ok. 15. szybki obiad, bo zaraz siatkówka albo koło plastyczne (do 18). potem odrabianie lekcji (a mało tego zazwyczaj nie jest) i obowiązki domowe. i właśnie okazało się, że gdzieś uciekły nam chwile na babskie rozmowy, wspólne zajęcia. a tego bardzo mojej małej brakuje. widocznie jestem naprawdę mało zorganizowana.

      Usuń
    5. u mnie kosztem sprzątania np lub gotowania obiadu:) tak ze to nie jest kwestia organizacji tylko tego z czego rezygnujesz czasami.

      Usuń
    6. dokładnie, ja też się nie wyrabiam. Są też różne dzieci, jak napisano poniżej, i różne mamy, i różne priorytety :)

      Usuń
  4. Dwa razy w tygodniu to i tak dosyć sporo;)
    Tak sobie myślę, że najważniejsze jesteśmy my, tak jak w samolocie najpierw ty zakładasz maskę tlenową by móc pozniej założyć ją dzieciom. Ale...Być może osmiolatek przyjaciółki potrzebuje mamy bardziej niż twój dziewięciolatek. I być może ona również potrzebuje tego poczucia, że więcej sie zajmuje dziećmi i domem. Ważne jest, że twój'niezależny' model sprawdza się dla Was, ale być może inną osobę np. wpedzilby w poczucie winny...

    OdpowiedzUsuń
  5. Podpisuję się pod Rudą, różne są potrzeby dzieci, może Twoja Koleżanka zauważyła, że teraz potrzebują jej bardziej. I właściwie trudno mi się wypowiadać, bo nie znam całej sytuacji. Czy dzieci zostawały zupełnie same? A co z tatą? No i nie wszystkie dzieci są jednakowo samodzielne. Fajnie, że Twoje wychowałaś tak, że potrafią sobie poradzić!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak nie ma kto z nimi zostać - to wtedy idą do mnie lub ja z moimi dziećmi idę do niej.

      Usuń
    2. to zmienia postać rzeczy
      a wtedy, co? ktoś, kto był w domu (ojciec?) nie pomógł dziecku zrobić jedzenia, że było głodne?

      Usuń
    3. ojciec był i nie zrobił, bo uważa ze młody może sobie sam zrobić( bo umie sam)

      Usuń
    4. mogli robić wspólnie, byłoby fajnie :)

      Usuń
    5. 8- latek to jeszcze maluch. to, że umie sam zrobić kanapkę, nie znaczy że nie potrzebuje zainteresowania. a tacie korona z głowy by nie spadła.
      całkiem niedawno dorosły już syn wypomniał mojej koleżance, że nigdy nie odrabiała z nim prac domowych. próbowała się tłumaczyć, że przecież miał 5 i 6 i nie było takiej potrzeby, ale usłyszała, że to nie chodziło o pomoc, ale o wspólne spędzanie czasu, poświęcenie uwagi. czuł się gorszy, niekochany (?), bo z innymi dziećmi rodzice siedzieli.
      ja ostatnio przerabiam to samo. do niedawna Młoda lekcje odrabiała sama w swoim pokoju, teraz przynosi zeszyty do kuchni.

      Usuń
    6. my zawsze odrabiamy lekcje w kuchni, chociaz Panienka ostatnio sama się wyniosła do pokoju i został mi tylko młody. I mimo że do trzeciej klasy prawie zawsze z nią odrabiałam lekcje to i tak mi powiedziała że ona musiała (!)sama się uczyć.
      Korona by nie spadła, ale znowu z drugiej strony jak raz na jakiś czas sam sobie by otwarł lodówkę i wyjął np ser. to od razu nie jest to zaniedbanie. Kanapki z nutellą umie smarować bez pomocy mamy czy taty i to hurtowo jak nikt nie widzi.
      Ale to moje zdanie.

      Usuń
    7. Futi - oczywiście jak najbardziej masz rację. posmarować bułkę nutellą - żaden problem. ale skoro mały potrafi sobie sam zrobic kanapki, a jednak tego nie zrobił i wolał być głodny, to może to nie o to chodzi? może to nie pierwszy raz? może tata niekoniecznie się nim zajmował pod nieobecność mamy? trudno tak ocenić.

      Usuń
    8. eh, sama już nie wiem,
      wiem jedno: jadę z dziećmi na rowery , obiad zrobi się później. I mam nadzieje że za kilka kat mi tego dzieci nie wypomną:)

      Usuń
    9. ja na szczęście w niedzielę mam wolne od kuchni - obiad u rodziców.
      muszę zainwestować w rower miejski, bo przy moim pokręconym odcinku szyjnym na typowym rowerze górskim mój kark wytrzymuje max pół godziny.
      udanej wyprawy!

      Usuń
    10. Futi, bo tak jak pisałam, my za mało wiemy, żeby się wypowiedzieć.
      Wydaje mi się, że skoro Koleżanka chce ograniczyć wyjścia, to ma ku temu jakieś swoje powody, no i ma do tego prawo.
      Udanego rowerowania!

      Usuń
    11. ma prawo, ale wkurza mnie to że ja biorę jej dzieci, jej męża i jadę np na rowery lub do kina z dziećmi lub gdziekolwiek , a ona nie może, jednocześnie jęcząc że tylko praca, dom , praca - no nie licząc tych wyjść do mnie .

      Usuń
    12. a to jeszcze inne rzuca światło na tę całą opowieść!

      Usuń
    13. a ja jednak popieram Futrzaka, bo wyłania mi się obraz, w którym ta mama lata jak służąca, a dzieciakowi ani jego tacie zwyczajnie się nie chciało nic robić, a później umiejętnie ją manipulują wywołując poczucie winy. Ale to moa opinia :) znam natomiast takie rozpuszczone dzieciaki, które będąc już nastolatkami czekają aż mamusia poda pod nos wszystko łącznie z soczkiem w szklance, bo przecież same sobie nie umieją nalać.... I dobrze robisz Futi, że jedziesz na rowery z dzieciakami, albo nawet i bez, żeby odetchnąć, a nie tyrasz przy garach na godzinę, z cierpiętniczą miną. :)

      Usuń
    14. aLusia, to że Futrzak spędza czas z dziećmi, a obiad, czy sprzątanie odkłada na potem, to oczywiście nic złego, a nawet super, że razem i zdrowo spędzają czas,
      ale na początku, zanim Futi dodała to i owo do pierwotnej opowieści o tej koleżance, to rozumiałyśmy tę sytuację nieco inaczej
      za mało danych, żeby ocenić, czy dziecko manipuluje, czy raczej coś sygnalizuje
      Futi zna dobrze tych ludzi więc ufam, że ocenia ich trafnie!

      Usuń
    15. ja miałam tę przewagę, ze już przeczytałam wszsytko hurtem :)

      Usuń
    16. często gęsto się mylę:)

      Usuń
    17. no bywa, czasem nawet dobrych znajomych trudno rozgryźć tak do końca :)

      Usuń
  6. Mój kuzyn lat dwadzieścia parę, ostatnio nie zjadł obiadu, bo mu go nikt nie podstawił pod nos. Ciotka prawie z siebie wyszła taka wściekła, bo dziecku się krzywda stała.

    Kuzynka tat 7,klucz na szyi, po drodze ze szkoły kupuje zupkę w paczce, żeby zjeść obiad, w wieku 10 lat gotuje obiady, W wieku 20 parę wychodzi za mąż i ma własne dziecko.

    Kwestia wychowania, charakteru i potrzeb. I to nie tylko dzieci, ale też rodziców

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zupki z paczki moim to nie proponuję:) ale z kluczem na szyi zdarzało się ze już biegali.Siła wyższa, chociaz wolę wtedy skorzystać z pomocy sąsiadów i nie zostawiać ich samych na dłużej.

      Usuń
  7. Mam taką koleżankę skupiona na domu
    ostatnio miała takie załamanie zdrowotne że wylądowała w szpitalu
    zaproponowałam jej wyjazd na weekend (36 godzin) tylko my dwie i prasa kobieca
    odmówiła
    bo ona by nie odpoczęła!!!
    syna lat 20!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. moim zdaniem konieczny zdrowy rozsądek. i środek.

      Usuń
    2. bardzo
      nakrzyczałam na nią, że następnym razem ambulans nie dojedzie
      jest głucha
      naprawdę boję się o jej zdrowie
      zmawiamy się z koleżankami, żeby jej jakoś pomóc, nawet na siłę

      Usuń
    3. z tym na siłę to trudno będzie.

      Usuń
    4. wiesz jak jest
      czasem trzeba dziecko siłą przytulić, ale to tulenie jest mu bardzo potrzebne

      Usuń
    5. na siłę nie radzę
      raczej łagodna perswazja
      nawet jakby pojechała, to by miała cały czas poczucie winy, albo wisiałaby na telefonie
      Futi ma rację, zdrowy rozsądek jest niezbędny
      i właściwe wyważenie.
      Życie czasem tego wymaga, żeby się skupić na domu, wiem coś o tym, ale o swoje zdrowie psychiczne też bardzo dbam, bo jestem świadoma zagrożeń. Staram się być odpowiedzialna, ale nie jestem fanatyczna.

      Usuń
    6. pewnie masz rację
      Olga, z tego co wiem, to Twoja sytuacja jest prawdziwie trudna
      sytuacja mojej znajomej powiedzmy lekko odbiega od normy
      syn ma pewne problemy, ale też 20 lat i studiuje, czyli nie jest tak źle?
      do tego mąż, sprawny fizycznie i psychicznie
      czy to nie chore, że ona się czuje aż tak niezbędna?

      Usuń
    7. oczywiście, że to nie jest normalna, zdrowa sytuacja!!!
      a może mąż ją terroryzuje? znam też z opowiadań taką sytuację sprzed kilku lat, kiedy kobieta była praktycznie więźniem w domu z powodu chorobliwej zazdrości męża, wstyd jej było i opowiadała koleżankom, jaka to zapracowana w domu i na nic czasu nie może znaleźć

      Usuń
    8. nie,nie, to na pewno nie taka sytuacja
      drugii syn, wcześniak, wymagał ogromnego poświęcenia ze strony rodziców, zwłaszcza matka przejęła pałeczkę
      dokonała niemalże cudu, bo chłopak zdał mature, poszedł na studia
      ale chyba sie oddalili z mężem to raz
      a dwa - ktoś, kto 20 lat robi tylko jedno przez to zaczyna siebie postrzegać
      i jak nagle by się okazało, że może wyjechać i wszystko działa, poczułąby się niepotrzebna i bezużyteczna

      Usuń
    9. to trudny przypadek
      ale warto walczyć o nią, wierzę, że znajdziecie jakiś dobry sposób
      może metodą małych kroków, a nie tak od razu "szokowa terapia" na 36h
      trzeba znać osobę, wtedy można dobrać sposób działania

      Usuń
    10. ja ją znam naprawdę bardzo dobrze
      i do tej pory nie bardzo się wtrącałam
      ale jak organizm tak zareagował to po prostu fizycznie się boję, że to się źle skończy
      bardzo mocno wyraziłam swoje zdanie
      nawet się nie obraziła, choc było na pograniczu
      będę nad nią pracować
      sączyć dobrą nowinę

      Usuń
    11. wiem, ze dasz radę! kto jak nie Ty :)

      Usuń
    12. albo jak nie ja to juz nikt :PP
      się zmawiamy jeszcze z dwiema koleżankami
      ciepło mi się zrobiło na sercu, że one się też przejęły i chcą współuczestniczyć!

      Usuń
    13. fajnie mieć takich przyjaciół jak Wy :)

      Usuń
    14. wiesz co
      ta moja koleżanka była wspaniałą przyjaciółką jak chorowałam
      dobro powraca

      Usuń
    15. i to jest piękne podsumowanie!

      Usuń
  8. No nie mów, to moja Stokrocia choć ledwie skończyła 3 lata jak wstaje to idzie do lodówki i mówi: poszukam sobie coś do jedzenia;) Wiadomo sama w domu nie zostaje, ale zagłodzić by się nie dała:)
    Fajnie, ze masz takie podejście, nie samym domem człowiek żyje;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no nie umiem samym domem:)

      Usuń
    2. bo prawdziwe Życie to nie tylko posprzątany dom i dwudaniowy obiad
      wiele kobiet tak się krząta bo chcą czuć się potrzebne, ba! niezbędne
      właśnie dzisiaj 'na siłę' wyciągnęłam z domu na spacer i ciastko moją koleżankę
      i jej dom się nie zawalił! i nikt z głodu nie umarł ;)

      Usuń
    3. michalina, święte słowa!

      Usuń
    4. dziewczyny, a może dla niektórych prawdziwe życie to własnie ten dom i obiad? i nie znaczy, że jest to złe czy gorsze. jeden lubi spotkania z ludźmi, wyjścia z domu, inny jest domatorem, woli zaszyć się u siebie i wcale nie jest z tego powodu nieszczęśliwy. są różni ludzie i różne potrzeby.

      Usuń
    5. nie neguję że niektórzy mają takie potrzeby , może ja nie umiem napisać o co mi chodzi.

      Usuń
    6. tak, ale bycie domatorem to nie jest chyba dobra sprawa jak sa dzieci i trzeba im ten swiat pokazac
      tym bardziej w towarzystwie najblizszej osoby czyli mamy, a ta wydaje sie miec rece pelne roboty skoro tatus sie miga
      i tak kolo sie zamyka

      Usuń
  9. masz racje Futrzaku, mądra z Ciebie istota 😘

    OdpowiedzUsuń
  10. Futii, a moze ona wolalaby teraz zapasc w sen zimowy? Ma taka potrzebe bycia domatorem jesienia i zima? Na wiosne slonce ja z domu wygoni ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sen zimowy to dobry pomysł:P ja chętnie też bym sie zapadła.

      Usuń
  11. jak usluszalam od pannicy lat 6 'mama nalej mi soku' to o malo nie spadlam z innego krzesla
    o nardziej spadlam jak mamusia leci i nalewa sok kt ma na stole pod nosem

    samodzielne dzieci to skarb i jakos nie mam wrazenia ze sa bardziej samotne
    na pewno zadowolona mama to zadowolone dzieci
    ale czy DZ jest zadowolona z faktu ze o niej piszesz??;))

    OdpowiedzUsuń

Miło by było jakbyś zostawił komentarz, chyba że jesteś trollem to spadaj